Brzydkie kobiety

Jenny Saville jest malarką śmiałą i bezkompromisową. Widać w jej pracach malarski selfie-feminizm i wyzwanie, rzucone wizerunkowi kobiety w sztuce.

Przywykliśmy kobiece ciało na obrazach oglądać z zewnatrz, widziane cudzymi oczami. Klasyczne boginie, kochanki i egzotyczne piękności są takimi, jakimi postrzegają je (lub chcieliby postrzegać) mężczyźni. Jenny Saville nie potrzebuje narratora, by opowiadać o swoim ciele. Jej ciało nie jest obiektem do podziwiania. Jej ciało jest nią. Boli, ciąży, miesiączkuje, łuszczy się, swędzi, miewa obtarte uda latem. Obrzydliwe? Tylko o tyle, o ile obrzydliwa lub piękna może być cała naturalna mechanika ludzkiego ciała. Obrzydliwa dla onirycznych duchów z okładek magazynów, które ani się nie pocą, ani nie wydalają.

Self Portrait - Jenny Saville, 1992

Self Portrait, Jenny Saville, 1992, olej na desce

Funkcjonujemy w świecie, którzy urządzili nam mężczyźni i korporacje. Kultura masowa i przemysł beauty we wszystkich swoich odmianach (od branży modowej po medycynę estetyczną). Codziennie uczy się nas, jak stawać się najlepszą wersją siebie, prawdziwą kobietą, spełnieniem cudzej fantazji. Ciało wolno odkrywać nam tylko czasem, częściej wypada je zakryć, w szczególności jego niedostatki lub nadmiary. Na twarzy, kolorowymi kosmetykami namalować nową, wystarczająco ładną. Kobieca twarz saute jest aktem odwagi. Pokazanie się brzydką (czyli zwyczajną) jest czymś z pogranicza szaleństwa i skandalu.

Artystka pokazuje własne ciało z całym jego ciężarem, wiotkością, sińcami i rumieńcami. To wciąż nowość i kontrowersja, gdy nagość w sztuce nie służy voyerystycznej przyjemności. Spotkanie z ciałem, jakie pokazuje Jenny Saville to trudna konfrontacja. Z ciałem takim, jakie jest, a nie takim, jakie być powinno. Z ciałem niedopasowanym, chorym, ułomnym, brzydkim, a nawet martwym. To konfrontacja szczególnie dotkliwa dla kobiet, nieustannie ocenianych przez pryzmat fizyczności.

Portrety Jenny Saville są jak rozpłatane woły z prac niderlandzkich mistrzów. Przepełnia je groza, a zarazem płynąca z prawdy czystość. Żadna z nas nie widzi w lustrze kobiety-manekina bez grudek cellulitu, z gładką, brzoskwiniową skórą. Nasze skóry bywają spuchnięte, ciężkie, ziemiste, pełne niezagojonych ran, blizn, śladów i wgnieceń, zupełnie jak nasze serca.

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni