Złodzieje!

Co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje o kradzieży obrazu. Z galerii, zbiorów prywatnych czy kościoła. Albo, co gorsza, z muzeum, co jest powodem do wstydu i hańby tejże placówki. Powody przestępstwa są różnorodne. Od przypadkowego wandalizmu, przez zlecenia nader majętnych kolekcjonerów, po regularną grabież wojenną czy szalonych fanów, jak w przypadku poznańskiego Moneta. Bo wariaci w muzeum też się zdarzają.

Wszystkie przypadki stają się nader inspirujące dla pisarzy – pełnoetatowych literatów, historyków, dziennikarzy. Tak jak w przypadku Vincenta Noce opisującego sprawę Breitwiesera. Oraz samych funkcjonariuszy. Oczywiście, ci ostatni nie mogą napisać wszystkiego, ze względu na procedury i informacje niejawne. Ich książki mogą się ukazać dopiero po konsultacji i zgodzie przełożonych. Jednak to ich relacje z pierwszej linii wzbudzają ciekawość.

Sama kradzież, w formie znanej obecnie, pojawiła się dopiero w XIX w. Wcześniej obrazy były li tylko ozdobą, eksponatem w gabinecie osobliwości, rodzinną pamiątką, elementem propagandy. Po prostu przedmiotem dekoracyjno-użytkowym. Były, wraz z autorami, bardzo wysoko cenione za ich jakość wizualną, ale odnoszenie się do nich, jakbyśmy to dziś powiedzieli, z nabożnym podziwem, pojawiło się wraz z zinstytucjonalizowaniem ekspozycji tychże dzieł czyli pojawieniem muzeów. Jako dóbr publicznych. Kradzież dobra publicznego z takiego miejsca ekspozycji jest kradzieżą dokonaną na całym społeczeństwie. Bo zuboża je z dziedzictwa poprzednich pokoleń, tożsamości kulturowej. Wywołuje szok i niedowierzanie – jak można wyciągnąć rękę po coś, co jest dla wszystkich?

Vincenzo Peruggia, 1909, Public Domain
Vincenzo Peruggia, 1909, Public Domain

Ano, można… na własnej skórze przekonali się o tym Francuzi w 1911 r., gdy okrzepłej instytucji Luwru udowodniono nader niefrasobliwe zabezpieczenia, nierzadko bardzo umowne, często polegające na zaufaniu i danym słowie. Vincenzo Peruggia dokonał kradzieży w sposób banalny w swej prostocie. Wybrał dzień, w którym Luwr był dla zwiedzających nieczynny, przebrał się za pracownika, wybrał niemal nieużywaną klatkę schodową i wyjął obraz z ramy. Poczekawszy na moment, kiedy strażnik na chwilę opuścił bramę, wyszedł. Nikt go nie widział. Wpadł po kilku latach, kiedy obraz próbował przekazać Galerii Uffizi. Argumentował na swą obronę, iż dzięki jego patriotycznemu czynowi (był Włochem), przywrócił zagrabione przez Napoleona dzieło największego artysty rodzinnemu krajowi. Patriota nie wiedział, że Mona Liza znalazła się we Francji dużo wcześniej i to za sprawą samego autora, który podarował ją królowi Franciszkowi I. Już nie wspominając o powodach dla których da Vinci opuścił Włochy. Cała ta bezprecedensowa afera stała się punktem odniesienia w późniejszej kryminologii, zaś spekulacje czy Peruggia działał na zlecenie czy z własnej inicjatywy trwają do dziś. Rozważał to również Winfried Loschburg, autor Kradzieży Mona Lizy, w której znajdziemy inne interesujące przypadki. Podano m.in casus najsłynniejszej kradzieży jaka miała po II wojnie w Niemczech czyli zaginięcie Madonny z Volkach Tilmana Riemenschneidera i smutny stan zabezpieczeń w kościołach (który utrzymuje się do dziś). Jest to też ciekawe świadectwo, jak już w latach 60. XX wieku stosowano zaawansowane technologiczne rozwiązania, zwłaszcza w opisie wielkiej podróży Mony do USA.

Nowy rodzaj złodziejstwa pojawił się po 1933 roku. Zinstytucjonalizowany pod egidą brunatnej partii, działał selektywnie i z rozmysłem. To, co nie mieściło się w obrębie oficjalnej sztuki, było sprzedawane lub niszczone. Po wybuchu wojny nastąpiła grabież dzieł sztuki dawnej w trakcie której osobiste preferencje bonzów nazistowskich odgrywały dużą rolę. Odpowiedzią na machinę rabunku była bohaterska postawa szeregowych pracowników plądrowanych muzeów. Sytuacja nabrała dramatyzmu, kiedy w Europie pojawili się Alianci. Nastąpiła walka o zagrabione dzieła, zabezpieczenie ich miejsc przechowywania jak i ocalenie tych, które znalazły się na linii frontu. Nie da się bowiem przenieść fresku Ostatnia Wieczerza Leonarda, prawda? Powstaje problem jak zabezpieczyć fragment ściany, zwłaszcza, gdy część pomieszczenia jest zawalona. Albo przenieść w bezpieczne miejsce pomniki. Odzyskać, zabezpieczyć, policzyć. Opisująca to książka Grabież Europy byłą inspiracją dla filmu. Jak to wyglądało z drugiej strony frontu, późniejszej żelaznej kurtyny? Pewne światło rzuca Awenir Owsjanow w książce Zagrabione, ukryte i zniszczone skarby Rosji. Sytuacja tam była o wiele bardziej złożona, z racji istnienia jedynej słusznej Partii i narzuconej przez nią linii polityki kulturalnej. Trofiejne to trofiejne, ale do pewnego momentu. Potem przedstawiały tylko wartość surowca z jakiego zostały zrobione. Opisane zostały także losy zasobów muzealnych z Królewca, również tych związanych z najsłynniejszym mieszkańcem miasta – Immanuelem Kantem.

Stéphane Breitwieser,fot. Jef-Infojef, CC BY-SA 2.5
Stéphane Breitwieser, fot. Jef-Infojef, CC BY-SA 2.5

Problem zaczął się transformować po II wojnie. Kradzieże ze względów emocjonalnych lub politycznych zaczęły ustępować dokonywanym z pobudek finansowych. Rozwijający się rynek handlu dziełami i, co za tym idzie, rosnąca ich wartość, pewna spekulacja i zawyżanie wartości (dotyczy szczególnie obiektów sztuki najnowszej) oraz zwykła chciwość, przyczyniły się do swoistego wyścigu zbrojeń pomiędzy złodziejami a muzealnikami. I jedni i drudzy mają po swojej stronie technologie.

Choć trzeba przyznać, że najsłynniejszy po II wojnie złodziej działał z przyczyn nader osobistych i posługiwał się, tak jak jego słynny poprzednik, najprostszymi metodami. Wspomniany na początku Vincent Noce opisuje przypadek lekko zaburzonego (wedle opinii publicznej) kelnera Breitwiesera. Wyjątkowy kleptoman kradł, bo kochał sztukę. Jego perłą w koronie łupów był portret księżnej Sybilli von Cleve pędzla Cranacha. Pod względem zabezpieczeń pokonanych przez niego można odnieść wrażenie, że od pamiętnego 1911, w niektórych, przynajmniej prywatnych, muzeach niewiele się zmieniło. W zdumienie wprawia fakt negowania kradzieży w ich muzeum przez poszkodowanych muzealników. Niestety jego matka nie podzielała zainteresowań syna, uważając, że zaśmieca starociami ich dom. W pewnym momencie wyrzuciła do kanału część łupów, o pardon… zbiorów.

W ostatnich latach szczególnego znaczenia nabrał problem nielegalnych wykopalisk. Znajdowane artefakty, pozbawione pierwotnego kontekstu miejsca znalezienia, przemawiają tylko wartością estetyczną i rynkową. Nielegalne wykopaliska są charakterystyczne dla regionów niestabilnych politycznie. Doświadcza tego chociażby Ukraina, zwłaszcza w rejonie Krymu i Morza Czarnego. Szczególne nasilenie nielegalnych wykopalisk jest na terenach ogarniętych wojną przy równoległym grabieniu zasobów lokalnych muzeów. Podobnie jak w czasie II Wojny Światowej tak i dziś wyodrębnia się specjalne formacje i komórki w armii, mające za zadanie chronić i odszukiwać skradzione dzieła. O tym jak historia sztuki przydaje się wojskowym fascynująco pisze Mathew Bogdanos – autor Złodziei z Bagdadu, sam pułkownik amerykańskiej armii, który zajmował się odzyskiwaniem i zabezpieczaniem splądrowanych irackich muzeów.

Pozostaje czekać na książkową relację odzyskiwania zabytków z terenów Syrii.

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni