Dmuchanie na zimno

Dziś zamykamy temat nadmiaru w poligrafii, przy okazji rozprawiając się ostatecznie z paroma zagadnieniami, które wlokły się za nami jak przysłowiowy smród za samoobroną. Po raz ostatni w tym cyklu bierzemy pod lupę techniczne niuanse tworzenia plików wynikowych, by już wkrótce nasze chochlikowe zainteresowania skierować ostatecznie ku królowej nauk poligraficznych - czyli Typografii.

Dmuchanie na zimno Ilustracja Bronisław Józefiok
Ilustracja Bronisław Józefiok

Na cebulkę

W codziennym detepczeniu, warstwy są jednym z najczęściej używanych funkcjonalności programów graficznych i nawet najbardziej podstawowy kurs grafiki komputerowej temat warstw z pewnością ma w swojej agendzie.

Jeszcze chwila, a popularne edytory tekstów będą też pracować na warstwach. Już mam dla nich pierwsze zastosowanie. Na warstwie widocznej będę pisać to, co mogę powiedzieć, a na warstwie ukrytej to, co chcę powiedzieć. Wypowiadając się służbowo na jakiś temat stworzę "warstwę dla Szefa", "warstwę dla podwładnych", "warstwę dla opinii publicznej" no i warstwę pod tytułem: "a naprawdę to wygląda to tak...".

Ciekawe co by wyszło, gdybym wobec tych wszystkich warstw musiał zastosować polecenie merge*. Podobnie rzecz ma się w relacjach międzyludzkich. Śmiem nawet powiedzieć, że przetrwanie naszego związku małżeńskiego, zawdzięczamy z żoną odpowiedniej gospodarce i zarządzaniu warstwami naszych osobowości.

Tutaj, każda próba zastosowania opcji flatten* kończy się opcją klappen. W poligrafii jednak jest odwrotnie.

Po spłaszczeniu życie staje się prostsze

Każdy z grafików ma swoje upodobania i swój styl pracy. Pecet czy Mac? Corel czy AI? Co w Indyku a co w Szopie? Praca na jednej warstwie, czy na stu? Wasz cyrk, wasze małpy i Chochlikowi nic do tego. Ważne, aby przed generowaniem pliku wynikowego dla celów drukarskich, dokonać spłaszczenia wszystkich warstw w dokumencie. Niepomiernie zmniejsza to wielkość pliku wynikowego, a także chroni nas częściowo od niespodzianek wynikających z niewłaściwej interpretacji zastosowanych w pracy przezroczystości, warstw odcinania, masek, wtapiań, wzajemnego przenikania się i tym podobnych wodotrysków. Oczywiście spłaszczenie to dotyczy jedynie warstw zawierających elementy przeznaczone do druku, z pominięciem wszelkich warstw pomocniczych.

Najlepiej zrobić je automatem na RIP-ie. Wykonywane są wtedy zalewki dla każdego typu obiektu, niezależnie od stosowanych przezroczystości i efektów specjalnych. Każda drukarnia zalewkuje po swojemu, w większości przypadków nawet o tym nie informując Klienta, bo to typowa sprawa technologiczna.

W czasie, kiedy powstaje ten tekst, portale społecznościowe obiega znamienny dla naszego tematu news ze screenem strony internetowej, na której pozostawiono warstwę wymiany komentarzy i uwag przeznaczonych dla webmastera. Względy autocenzury nie pozwalają mi zacytować słów, które wraz z tą warstwą ujrzały światło dzienne. Ot taki sobie żargon designerski. Na rodzimym gruncie mieliśmy z podobną sytuacją już do czynienia, kiedy w przerwie obrad Sejmu RP nie wyłączono Marszałkowi Zychowi mikrofonu, albo kiedy redaktor Durczok ostro zareagował na resztki kaszanki pozostawione na jego wizyjnym biurku, nieświadom iż słyszą go miliony.

Pdf w dwóch krokach

Przy pracach szczególnie skomplikowanych warto też czasami zadać sobie odrobinę trudu i wygenerować pdf-a wynikowego niejako "na około". Najpierw eksportujemy pracę do ps-a lub eps-a, a następnie destylujemy ją w Distilerze z opcją HightQuality.

Dzięki temu możemy na tym etapie zoptymalizować pracę i wyłowić w niej trefne miejsca. Jest oczywiście szansa i nadzieja, że uczyni to za nas drukarnia, bądźmy jednak świadomi, że niektóre nasze pomysły są tak nowatorskie, że nikt oprócz nas samych nie jest w stanie ocenić, czy dany efekt jest zamierzonym działaniem artystycznym czy zwyczajnym błędem w interpretacji RIP-a. W swojej poligraficznej codzienności często poruszam się po cienkiej granicy pomiędzy kiczem a geniuszem i wierzcie mi, że rozróżnienie jednego od drugiego nie jest wcale proste.

Gorący kartofel czyli zalewki

Wielokrotnie nagabywano Chochlika, czy i kiedy w swoich "mądrościowych" tekstach poruszy temat zalewek, nadlewek i podlewek. Przekładałem rzecz, jak gorący kartofel z tygodnia na tydzień, ale dziś musimy sprawę wreszcie odptaszkować z chochlikowej czeklisty.

Zimni dmuchacze wiedzą wprawdzie, że matematycznie wystarczy rozdzielczość 225 DPI, ale na wszelki słuczaj dają 400 DPI. Słyszeli, że spady w pracy mają mieć 2-3 mm, ale dla pewności dają 15 mm. Jest dla nich jasne, że spłaszczenie warstw, odchudza plik, ale licho nie śpi, lepiej zostawić jak jest.

Wpasowując go w obszar "nadmiaru w poligrafii" powiem, iż przesadą jest zbytnie przejmowanie się problemem zalewek na etapie projektowania publikacji. W zasadzie nikt ze znanych mi grafików nie tworzy już zalewek ręcznie. Wyjątek stanowią tu prace z farbami metalizowanymi. Zasięgałem także opinii grafików niezależnych. Powtarza się zdanie, że na rynku nie ma programu DTP, który by był w stanie zalewki wykonać w sposób właściwy. Wielkość zalewki zależy bowiem od rodzaju podłoża i farby oraz precyzji druku i wielkości arkusza drukarskiego.

Tak więc najlepiej zrobić je automatem na RIP-ie. Wykonywane są wtedy zalewki dla każdego typu obiektu (bitmap, wektorów, tekstów) niezależnie od stosowanych przezroczystości i efektów specjalnych. Każda drukarnia zalewkuje po swojemu, w większości przypadków nawet o tym nie informując Klienta, bo to typowa sprawa technologiczna.

Dmuchanie na zimno

Są ludzie, którzy lubią dmuchać na zimno. Można by ich zatrudnić w fabryce bombek choinkowych, ale niestety tam się dmucha na gorąco. Ci zimni dmuchacze wiedzą wprawdzie, że matematycznie wystarczy rozdzielczość 225 DPI, ale na wszelki słuczaj dają 400 DPI. Słyszeli, że spady w pracy mają mieć 2-3 mm, ale dla pewności dają 15 mm. Jest dla nich jasne, że spłaszczenie warstw, odchudza plik, ale licho nie śpi, lepiej zostawić jak jest.

Kiedy ludzie dmuchający na zimno wysyłają pliki wynikowe do druku, otwierają swój program pocztowy i w polu adresu wpisują wszystkie adresy mejlowe drukarni, jakie mają w bazie. Dodatkowo łączą się z serwerem FTP i ten sam plik przesyłają tym kanałem. Kiedy drukarnia zbyt szybko pobierze plik z konta, zaniepokojeni jego nagłym zniknięciem wysyłają go ponownie. Czasem są w stanie dmuchać tak kilkakrotnie. Na koniec wsiadają w samochód lub wysyłają umyślnego z pendrivem. Wolą przecież dmuchać na zimno.

Kiedy na stanowisko kontrolingu docierają te same pliki z paru adresów mejlowych, z dwóch lub trzech transmisji FTP i z jednego pendrive posłanego umyślnym, przez chwilę nie wiem co zrobić: sprawdzać wszystkie pliki po kolei, porównywać wersje, daty powstania, wielkości w bajtach? A może to nie duplikaty, ale poprawki? Wprawdzie nazwy takie same, ale licho nie śpi...
Na wszelki wypadek kasuję wszystko i zgłaszam niezgodność. Nie mogę przecież dać do druku złych plików. Wolę dmuchać na zimno...

Z chochlikowym pozdrowieniem

 

Od redakcji
Materiał pierwotnie opublikowany na stronie chochlikdrukarski.com.pl, udostępniony Graffusowi dzięki uprzejmości autora.

Andrzej Gołąb

Andrzej Gołąb

20 lat w poligrafii, w obszarze
prepressu i zarządzania.
Od 16 lat zatrudniony w Centrum Usług Drukarskich Henryk Miler (CUD) – www.cuddruk.pl.
Stanowisko: Pełnomocnik ds. Systemów Zarządzania Jakością.

Prowadzi projekt pn „Chochlik drukarski - pogotowie poligraficzne". Bezinteresowna inicjatywa edukacyjna, której głównym celem jest dzielenie się przez internet wiedzą i doświadczeniem z zakresu szeroko pojętej poligrafii, typografii, grafiki,  designu i edytorstwa. "Chochlik drukarski" jest ideą opartą na prostej mądrości mówiącej, iż dzielenie się tym, co się posiada skutkuje jeszcze obfitszym otrzymywaniem.

Strona internetowa:
www.chochlikdrukarski.com.pl

Wsparcie

Piszemy o sztuce.
Jeśli chcesz, możesz postawić nam kawę, byśmy mogli dalej to robić.

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni