Kolorowe jarmarki

Aby gra­fik mógł doga­dać się z dru­ka­rzem nie wystar­czy dobra wola i wysoki poziom empa­tii. Potrzeba także jasno zde­fi­nio­wa­nych pojęć, któ­rymi roz­mówcy będą się posłu­gi­wać, gdyż głów­nym tema­tem tych dys­ku­sji (oczy­wi­ście poza spor­tem, kobie­tami i szyb­kimi samo­cho­dami) są kolory. Ich nazw uczymy się od dziecka, ale w poli­gra­fii wie­dza ta na nie­wiele się przy­daje, gdyż obar­czona jest zbyt wyso­kim stop­niem subiektywizmu.

Oliwki z marketu

Do znu­dze­nia opo­wia­dam wszyst­kim prze­bieg nie­by­wa­łej roz­mowy o kolo­rach, jaką swego czasu prze­pro­wa­dzi­łem tele­fo­nicz­nie z klien­tem. Na tape­cie był dwu­ko­lo­rowy pla­kat, który klient dru­ko­wał u nas co mie­siąc, za każ­dym razem z inną tre­ścią i innym kolo­rem dodat­ko­wym Ponie­waż jak zwy­kle zamar­ko­wał go cyanem i nie spre­cy­zo­wał o jaki kolor mu cho­dzi, zadzwo­ni­łem do niego w tej sprawie.
– Pro­szę podać numer koloru.
– Nie znam numeru, ale cho­dzi mi o taki mniej wię­cej oliwkowy…
– A konkretnie….?
– Naj­le­piej jak pan pój­dzie do super­mar­ketu i spraw­dzi na sto­isku z oliwkami.
– A który gatu­nek oli­wek pan pre­fe­ruje? - zapy­ta­łem grzecz­nie i na wszelki wypa­dek szybko odło­ży­łem słu­chawkę, aby nie par­sk­nąć w nią śmiechem.

Po powro­cie do domu, otwo­rzy­łem lodówkę. Na półeczce stały trzy sło­iczki z oliw­kami: jedne zie­lon­kawe, dru­gie ciem­no­gra­na­towe, a trze­cie brą­zo­wawe. Spoj­rza­łem na ety­kietki. Brą­zowe oliwki miały prze­kro­czony o mie­siąc ter­min przy­dat­no­ści do spo­ży­cia i uzna­łem, że w sam raz nadają się na próbkę koloru. Dwa dni póź­niej otrzy­ma­łem pismo rekla­ma­cyjne. W uza­sad­nie­niu klient napi­sał:
Kolor pla­ka­tów nie­zgodny z dys­po­zy­cją prze­ka­zaną tele­fo­nicz­nie do dru­karni.

Farby z kibla

Są to tak zwane kolory spo­towe, kolory z puszki, albo jak kto woli kolory z kibla. W tej ostat­niej nazwie być może cho­dzi o to, że w obsza­rze komu­ni­ka­cji pomię­dzy gra­fi­kiem a dru­ka­rzem tablice kolo­rów pan­to­no­wych dają gwa­ran­cję poro­zu­mie­nia na pozio­mie osią­gal­nym wcze­śniej, dopiero po wspól­nym opróż­nie­niu wia­derka piwa*.

Nie wyobra­żam sobie dziś dru­karni, w któ­rej nie byłoby kom­pletu wzor­ni­ków barw dostęp­nych na każ­dym sta­no­wi­sku drukarskim.

Nato­miast mam wra­że­nie, iż w wielu stu­diach gra­ficz­nych taki zakup cią­gle wydaje się nie­po­trzeb­nym zbyt­kiem. Można to pró­bo­wać zro­zu­mieć, gdyż po co gra­fi­kowi dodat­kowa paleta barw skoro ma je wszyst­kie dostępne w każ­dym pro­fe­sjo­nal­nym pro­gra­mie gra­ficz­nym. Pro­blem jed­nak w tym, że to co gra­fik widzi na ekra­nie swo­jego moni­tora odbiega dalece od tego co dru­karz widzi w swoim kiblu, kiedy mie­sza farbę o poda­nym przez gra­fika numerze.

Zanim więc wyda­cie wiele tysięcy na super moni­tory i wypa­sione sys­temy kali­bra­cji, wyskrob­cie kil­ka­set zło­tych na kom­plet mar­ko­wych wzor­ni­ków kolorów.

Wtedy jest szansa, że zarówno gra­fik w agen­cji jak i dru­karz w dru­karni, patrząc na

znor­ma­li­zo­waną próbkę pan­tonu o tym samym nume­rze, będą widzieć mniej wię­cej ten sam kolor. W stu­diu gra­ficz­nym „print4all” uży­wamy poniż­szego zestawu wzor­ni­ków, który możemy pole­cić jako wyma­gane minimum:

    Pan­tone For­mula Guide Coated (pod­łoże powlekane)
    Pan­tone For­mula Guide Unco­ated (pod­łoże niepowlekane)
    Pan­tone For­mula Guide Matte (pod­łoże matowe)
    Pan­tone Color Bridge Coated Euro (porów­na­nie kolo­rów Pan­tone i CMYK)
    Pan­tone 4-color pro­cess guide coated (pod­łoże powlekane)
    Pan­tone 4-color pro­cess guide unco­ated (pod­łoże niepowlekane)

Kibel farby emulsyjnej

To już trzeci kibel w tym tek­ście, a gdzie tam jesz­cze koniec. Kolejny wyda­tek popra­wia­jący nie­wąt­pli­wie kom­fort komu­ni­ka­cji na linii grafik-drukarz, to biała farba do malo­wa­nia ścian. Można ją nieco zła­mać puszką czar­nej, jeśli komuś nie prze­szka­dza lekko szary wystrój wnętrz. Ważne aby kolor ścian zarówno w stu­dio gra­ficz­nym jak i w hali maszyn był neutralny. Jeżeli jesz­cze do tego, zaku­pimy gra­fi­kom śliczne czarne koszulki z napi­sem: „Kocham swoją pracę” (kolor ubra­nia nie namąci na ekra­nie, a napis będzie afir­mo­wał oto­cze­nie) oraz w stu­diu usu­niemy migo­cące na żółto żarówki i zawie­simy lampy emi­tu­jące łagodne białe świa­tło, mamy nie tylko szansę na zgod­ność z odpo­wied­nim punk­tem normy ISO, ale także na zgodę pomię­dzy gra­fi­kiem a dru­ka­rzem (do czasu pano­wie, do czasu…).

Fał­szywki

Czę­stą prak­tyką przy pro­jek­to­wa­niu prac do druku jest mar­ko­wa­nie koloru spe­cjal­nego któ­rymś z „wol­nych” kolo­rów CMYK-owych, lub wsta­wia­nie w jego miej­sce dowol­nego koloru pan­to­no­wego. Jed­no­cze­śnie do zle­ce­nia klient dostar­cza wtedy fizyczną próbkę koloru, o który mu naprawdę cho­dzi. Zazwy­czaj jest to wcze­śniej zre­ali­zo­wany już wyrób poli­gra­ficzny. Prak­tyka dopusz­czalna acz pach­nie lekko ama­torsz­czy­zną i nie­sie ze sobą pewne zagrożenia.

Przede wszyst­kim „oszu­kany” zostaje zarówno sys­tem zalew­ko­wa­nia na RIPie jak i dzia­ła­jący w coraz więk­szej ilo­ści firm, infor­ma­tyczny sys­tem zarzą­dza­nia pro­ce­sami typu MIS. Wpro­wa­dzane są do niego bowiem fał­szywe infor­ma­cje o kolo­rach, o czym musi być powia­do­miony dru­karz, aby nie wziął ich potem „na poważ­nie”. Jeżeli takie sytu­acje są na porządku dzien­nym, z cza­sem dru­karz prze­staje brać „na poważ­nie” wszel­kie zapisy ist­nie­jące w sys­te­mie i kie­ruje się wyłącz­nie wła­snym „czujem”.

W samej próbce koloru także kryje się pewien cho­chlik a raczej dia­blik. Bywa bowiem, że jest to wyrób poli­gra­ficzny, który prze­szedł już pro­cesy uszla­chet­nia­nia takie, jak np. folio­wa­nie. W efek­cie jego kolor uległ zmia­nie, gdyż folia, nawet ta naj­lep­sza, zazwy­czaj przyciemnia.

Dru­karz namie­szaw­szy sobie w kiblu farbę, „jedzie” pod tą próbkę i jak ma dobry dzień, to trafi w kolor wyśmie­ni­cie. Następ­nie wydru­ko­wane arku­sze są także folio­wane i final­nie kolor wycho­dzi zbyt ciemny. Koń­czy się to pro­to­ko­łem nie­zgod­no­ści i w naj­lep­szym wypadku obni­że­niem war­to­ści fak­tury. A gra­fik klienta jest kryty: prze­cież uprze­dza­łem, że to fałszywka.

Tak więc ostatni kibel w tym tek­ście, to kibel zim­nej wody wylany na głowę grafików-fałszerzy: Panie i Pano­wie, bez jaj proszę…

* Czy­tel­ni­kom, szcze­gól­nie spoza Ślą­ska, należy się małe wyja­śnie­nie: użyte w tek­ście słowo kibel ozna­cza wia­dro, a nie ubi­ka­cję.

Z cho­chli­ko­wym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb

 

Od redakcji
Materiał pierwotnie opublikowany na stronie chochlikdrukarski.com.pl, udostępniony Graffusowi dzięki uprzejmości autora.

Andrzej Gołąb

Andrzej Gołąb

20 lat w poligrafii, w obszarze
prepressu i zarządzania.
Od 16 lat zatrudniony w Centrum Usług Drukarskich Henryk Miler (CUD) – www.cuddruk.pl.
Stanowisko: Pełnomocnik ds. Systemów Zarządzania Jakością.

Prowadzi projekt pn „Chochlik drukarski - pogotowie poligraficzne". Bezinteresowna inicjatywa edukacyjna, której głównym celem jest dzielenie się przez internet wiedzą i doświadczeniem z zakresu szeroko pojętej poligrafii, typografii, grafiki,  designu i edytorstwa. "Chochlik drukarski" jest ideą opartą na prostej mądrości mówiącej, iż dzielenie się tym, co się posiada skutkuje jeszcze obfitszym otrzymywaniem.

Strona internetowa:
www.chochlikdrukarski.com.pl

Wsparcie

Piszemy o sztuce.
Jeśli chcesz, możesz postawić nam kawę, byśmy mogli dalej to robić.

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni