Kolorowe jarmarki
- Warsztat
- Andrzej Gołąb
Aby grafik mógł dogadać się z drukarzem nie wystarczy dobra wola i wysoki poziom empatii. Potrzeba także jasno zdefiniowanych pojęć, którymi rozmówcy będą się posługiwać, gdyż głównym tematem tych dyskusji (oczywiście poza sportem, kobietami i szybkimi samochodami) są kolory. Ich nazw uczymy się od dziecka, ale w poligrafii wiedza ta na niewiele się przydaje, gdyż obarczona jest zbyt wysokim stopniem subiektywizmu.
Oliwki z marketu
Do znudzenia opowiadam wszystkim przebieg niebywałej rozmowy o kolorach, jaką swego czasu przeprowadziłem telefonicznie z klientem. Na tapecie był dwukolorowy plakat, który klient drukował u nas co miesiąc, za każdym razem z inną treścią i innym kolorem dodatkowym Ponieważ jak zwykle zamarkował go cyanem i nie sprecyzował o jaki kolor mu chodzi, zadzwoniłem do niego w tej sprawie.
– Proszę podać numer koloru.
– Nie znam numeru, ale chodzi mi o taki mniej więcej oliwkowy…
– A konkretnie….?
– Najlepiej jak pan pójdzie do supermarketu i sprawdzi na stoisku z oliwkami.
– A który gatunek oliwek pan preferuje? - zapytałem grzecznie i na wszelki wypadek szybko odłożyłem słuchawkę, aby nie parsknąć w nią śmiechem.
Po powrocie do domu, otworzyłem lodówkę. Na półeczce stały trzy słoiczki z oliwkami: jedne zielonkawe, drugie ciemnogranatowe, a trzecie brązowawe. Spojrzałem na etykietki. Brązowe oliwki miały przekroczony o miesiąc termin przydatności do spożycia i uznałem, że w sam raz nadają się na próbkę koloru. Dwa dni później otrzymałem pismo reklamacyjne. W uzasadnieniu klient napisał:
Kolor plakatów niezgodny z dyspozycją przekazaną telefonicznie do drukarni.
Farby z kibla
Są to tak zwane kolory spotowe, kolory z puszki, albo jak kto woli kolory z kibla. W tej ostatniej nazwie być może chodzi o to, że w obszarze komunikacji pomiędzy grafikiem a drukarzem tablice kolorów pantonowych dają gwarancję porozumienia na poziomie osiągalnym wcześniej, dopiero po wspólnym opróżnieniu wiaderka piwa*.
Nie wyobrażam sobie dziś drukarni, w której nie byłoby kompletu wzorników barw dostępnych na każdym stanowisku drukarskim.
Natomiast mam wrażenie, iż w wielu studiach graficznych taki zakup ciągle wydaje się niepotrzebnym zbytkiem. Można to próbować zrozumieć, gdyż po co grafikowi dodatkowa paleta barw skoro ma je wszystkie dostępne w każdym profesjonalnym programie graficznym. Problem jednak w tym, że to co grafik widzi na ekranie swojego monitora odbiega dalece od tego co drukarz widzi w swoim kiblu, kiedy miesza farbę o podanym przez grafika numerze.
Zanim więc wydacie wiele tysięcy na super monitory i wypasione systemy kalibracji, wyskrobcie kilkaset złotych na komplet markowych wzorników kolorów.
Wtedy jest szansa, że zarówno grafik w agencji jak i drukarz w drukarni, patrząc na
znormalizowaną próbkę pantonu o tym samym numerze, będą widzieć mniej więcej ten sam kolor. W studiu graficznym „print4all” używamy poniższego zestawu wzorników, który możemy polecić jako wymagane minimum:
Pantone Formula Guide Coated (podłoże powlekane)
Pantone Formula Guide Uncoated (podłoże niepowlekane)
Pantone Formula Guide Matte (podłoże matowe)
Pantone Color Bridge Coated Euro (porównanie kolorów Pantone i CMYK)
Pantone 4-color process guide coated (podłoże powlekane)
Pantone 4-color process guide uncoated (podłoże niepowlekane)
Kibel farby emulsyjnej
To już trzeci kibel w tym tekście, a gdzie tam jeszcze koniec. Kolejny wydatek poprawiający niewątpliwie komfort komunikacji na linii grafik-drukarz, to biała farba do malowania ścian. Można ją nieco złamać puszką czarnej, jeśli komuś nie przeszkadza lekko szary wystrój wnętrz. Ważne aby kolor ścian zarówno w studio graficznym jak i w hali maszyn był neutralny. Jeżeli jeszcze do tego, zakupimy grafikom śliczne czarne koszulki z napisem: „Kocham swoją pracę” (kolor ubrania nie namąci na ekranie, a napis będzie afirmował otoczenie) oraz w studiu usuniemy migocące na żółto żarówki i zawiesimy lampy emitujące łagodne białe światło, mamy nie tylko szansę na zgodność z odpowiednim punktem normy ISO, ale także na zgodę pomiędzy grafikiem a drukarzem (do czasu panowie, do czasu…).
Fałszywki
Częstą praktyką przy projektowaniu prac do druku jest markowanie koloru specjalnego którymś z „wolnych” kolorów CMYK-owych, lub wstawianie w jego miejsce dowolnego koloru pantonowego. Jednocześnie do zlecenia klient dostarcza wtedy fizyczną próbkę koloru, o który mu naprawdę chodzi. Zazwyczaj jest to wcześniej zrealizowany już wyrób poligraficzny. Praktyka dopuszczalna acz pachnie lekko amatorszczyzną i niesie ze sobą pewne zagrożenia.
Przede wszystkim „oszukany” zostaje zarówno system zalewkowania na RIPie jak i działający w coraz większej ilości firm, informatyczny system zarządzania procesami typu MIS. Wprowadzane są do niego bowiem fałszywe informacje o kolorach, o czym musi być powiadomiony drukarz, aby nie wziął ich potem „na poważnie”. Jeżeli takie sytuacje są na porządku dziennym, z czasem drukarz przestaje brać „na poważnie” wszelkie zapisy istniejące w systemie i kieruje się wyłącznie własnym „czujem”.
W samej próbce koloru także kryje się pewien chochlik a raczej diablik. Bywa bowiem, że jest to wyrób poligraficzny, który przeszedł już procesy uszlachetniania takie, jak np. foliowanie. W efekcie jego kolor uległ zmianie, gdyż folia, nawet ta najlepsza, zazwyczaj przyciemnia.
Drukarz namieszawszy sobie w kiblu farbę, „jedzie” pod tą próbkę i jak ma dobry dzień, to trafi w kolor wyśmienicie. Następnie wydrukowane arkusze są także foliowane i finalnie kolor wychodzi zbyt ciemny. Kończy się to protokołem niezgodności i w najlepszym wypadku obniżeniem wartości faktury. A grafik klienta jest kryty: przecież uprzedzałem, że to fałszywka.
Tak więc ostatni kibel w tym tekście, to kibel zimnej wody wylany na głowę grafików-fałszerzy: Panie i Panowie, bez jaj proszę…
* Czytelnikom, szczególnie spoza Śląska, należy się małe wyjaśnienie: użyte w tekście słowo kibel oznacza wiadro, a nie ubikację.
Z chochlikowym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb
Od redakcji
Materiał pierwotnie opublikowany na stronie chochlikdrukarski.com.pl, udostępniony Graffusowi dzięki uprzejmości autora.
Andrzej Gołąb
20 lat w poligrafii, w obszarze
prepressu i zarządzania.
Od 16 lat zatrudniony w Centrum Usług Drukarskich Henryk Miler (CUD) – www.cuddruk.pl.
Stanowisko: Pełnomocnik ds. Systemów Zarządzania Jakością.
Prowadzi projekt pn „Chochlik drukarski - pogotowie poligraficzne". Bezinteresowna inicjatywa edukacyjna, której głównym celem jest dzielenie się przez internet wiedzą i doświadczeniem z zakresu szeroko pojętej poligrafii, typografii, grafiki, designu i edytorstwa. "Chochlik drukarski" jest ideą opartą na prostej mądrości mówiącej, iż dzielenie się tym, co się posiada skutkuje jeszcze obfitszym otrzymywaniem.
Strona internetowa:
www.chochlikdrukarski.com.pl
Artykuły
- 3D
- Architektura
- Bez słów
- Biżuteria
- Ceramika
- Do dwóch...
- Fotografia
- Fotomanipulacje
- Graffiti
- Grafika
- Grafika użytkowa
- Ilustracja
- Kreatywnym okiem
- Książka
- Ludzie sztuki
- Malarstwo
- Miejsca
- Na ścianie
- O sztuce
- Okolice sztuki
- Rękodzieło
- Rozmowa Graffusa
- Rzeźba
- Studium przypadku
- Typografia
- Warsztat
- Wiedza
- Wizje
- Wnętrza
- Wydarzenia
- Wyniki konkursów
- Wzornictwo
- Zapiski
Ostatnio dodane
Wsparcie
Piszemy o sztuce.
Jeśli chcesz, możesz postawić nam kawę, byśmy mogli dalej to robić.