Marność nad marnościami...

Niemalże będące stałym zwyczajem nierozstrzyganie konkursów bez podania rozsądnego wyjaśnienia, to powód zniechęcenia twórców. Po cóż twórca ma się starać, gdy Organizatorowi się nie chce. A przecież powinien zabiegać o jak najlepszą obsadę.

Zacznę parafrazą cytatu.
Któregośtam dnia miesiąca roku któregośtu została podpisana umowa między Ministerstwem Tego i Owego a Znamienitym Twórcą - autorem zwycięskiego projektu na logo konkursu Bogate i Przyjazne Państwo.

Nadmienię tylko, że wspomniana umowa dotyczyła przeniesienia autorskich praw majątkowych do projektu wyłonionego w drodze konkursu, zorganizowanego kilka tygodni wcześniej. Zwycięski znak, autorstwa autora, w oryginale prezentuje się, na przykład tak:


Logo zaprojektowała Monika Kosewska z Wydziału Kultury i Promocji Starostwa Powiatowego w Legionowie

Nie, temat wbrew pozorom nie dotyczy tego konkretnego projektu, zwanego szumnie logo, czułbym się zresztą niekomfortowo recenzując, przyjąłem bowiem zasadę, że analizę zaczynam od plusów… a tutaj ich nie znajduję. Po cóż więc kopać leżącego?

Chciałbym jedynie podzielić się wnioskami natury ogólnej, jak doszło do sytuacji w której, powyższy obrazek wygrywa konkurs. Przyczyn jest wiele, postaram się wypisać w punktach. Niektóre z nich są niezbyt odkrywcze, rzekłbym nawet trącą banałem, niemniej sądzę, że trzeba je wymienić, w nadziei, że ktoś kiedyś przeczyta i może przemyśli. O wdrożeniu nie wspomnę.

Na pewno nie uda mi się wymienić wszystkiego, pozwolę więc sobie zaprosić do rozmowy p.t. czytelników, może powstaną kolejne odcinki uzupełniane o kolejne spostrzeżenia. Zatem rozpocznijmy wyliczankę.

Logo nam jest potrzebne, bo sąsiedzi też mają

Heca z konkursem zaczyna się zwykle w momencie, gdy samodzielnie myślący państwo biurokracja, wpadną na genialny w swojej prostocie pomysł, że potrzebne jest im logo. Nie im personalnie, co byłoby zapewne tańsze i mniej szkodliwe, ale reprezentowanej przez nich instytucji, społeczności, wsi, gminie czy metropolii.

Rozsądek nakazywałby zwrócić się do wyspecjalizowanej firmy, przeanalizować zagadnienie dogłębnie i dopiero na tej podstawie podjąć racjonalną decyzję. Ale usługi takich firm kosztują, taniej jest zorganizować konkurs.

Regulamin napisze pani Krysia. Zna worda

Kiepskie regulaminy konkursów pisane przez laików nie mających pojęcia o prawie autorskim to zwykle pierwsza poważna przyczyna, dla której ta atrakcyjna forma zarabiania pieniędzy, jest omijana szerokim łukiem przez niemal wszystkich. Niemal, bowiem zawsze znajdzie się ktoś, kto naiwnie wierzy w miłość, równość, braterstwo i wieczną szczęśliwość. Tymczasem jednak, błędy merytoryczne, logiczne, przekręcenia i nadużycia, świadome lub nie, odstraszają. Tych świadomych.

Żurorem będzie Stasiek, kiedyś był na wystawie obrazów

Brak merytorycznego przygotowania osób, mających w konkursach podejmować wiążące decyzje to kolejna zmora. Zwykłe skład ogranicza się do prezesa/ przewodniczącego/ sołtysa/ burmistrza/ prezydenta, dla których dzielnym wsparciem jest sekretarka, pełnomocnik do spraw wszelakich i całe grono zastępców. Dla kogoś, kto ma pojęcie, nie starczy już miejsca i środków. Niewielu organizatorów zaprasza do jury specjalistów.

Z tego literki, z tego hasło, a obrazek… tamten jest ładny

Niemalże będące stałym zwyczajem nierozstrzyganie konkursów bez podania rozsądnego wyjaśnienia, to kolejny powód zniechęcenia twórców. Po cóż twórca ma się starać, gdy Organizatorowi się nie chce. A przecież powinien zabiegać o jak najlepszą obsadę, bo ta gwarantuje nie tylko wysoki poziom na etapie rywalizacji, ale też daje szansę na wyłonienie projektu spełniającego…

 …założenia

Ma być ładnie, ma pokazywać nowoczesność, nieustający rozwój, środowisko przyjazne małżeństwom, samotnym, starszym i młodszym, wierzącym i tym, którzy wątpią. Ma być miłe dla oka, ucha i serca. Ma wskazywać i obiecywać, ma sugerować i nieść przesłanie światu. Ma łączyć nie dzielić, ma wiązać i nawiązywać.

Łatwiej byłoby wymienić czego nie ma, ale tak jest zabawniej. A autor, który zdecyduje się zawrzeć wszystkie życzenia i oczekiwania, prędzej narysuje komiks aniżeli syntetyczne i proste logo.

Zwycięzca

tego prestiżowego konkursu odbierze nagrodę w Dniu Ziemniaka. Nagrodą będzie uścisk dłoni prezesa, wzmianka w lokalnej gazecie oraz na stronie gminy, co w zdecydowany sposób podniesie pozycję zawodową autora wybranego znaku, oraz zapewni mu chwałę, sławę oraz lukratywne zamówienia do końca jego dni.

Niestety, rzeczywistość skrzeczy, nagrody bowiem są śmieszne a czasem nawet obraźliwe. Często gęsto, upraszczając kwestię do minimum, nagrody są nieadekwatne do ogromu pracy jaką zwycięzca w ramach umowy musi wykonać, zdecydowanie korzystniej byłoby się zatrudnić w markecie, na kasie.

Naraz też okazuje się, że owszem logo, ale potem w ramach tej samej nagrody trzeba wizytówki, papier firmowy, koperty, teczki i naklejki na samochód.

Śmiejmy się, wszak śmiech to zdrowie

Brak reakcji środowisk twórczych w sytuacjach, gdy wygrywa gniot. Zwykle w takich razach gdzieniegdzie pojawi się krótka, burzliwa dyskusja, czasem nieco złośliwa wzmianka na blogach, zdarzy się, że sprawę podejmą media… po czym temat spada do archiwum.

W normalnych okolicznościach urzędnicy odpowiadaliby z, co najmniej, kilku paragrafów (niegospodarność, działanie na szkodę zarządzanego majątku etc) jednak wszystko z czasem cichnie, rozchodzi się po kościach, nikt nie traci głowy, stanowiska, ba, sypią się nagrody i premie. Wszystko jest cacy a nawet lepiej…

aż do następnego konkursu z intrygującym rozstrzygnięciem.

 

Od redakcji
Tekst opublikowany 9 sierpnia 2010 na blogu Zapiski i Dywagacje, udostępniony Graffusowi dzięki uprzejmości autora. Zaktualizowany 8 lipca 2016.

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni