No to CMYK
- Warsztat
- Andrzej Gołąb
Czasami naszą drukarnię odwiedzają wycieczki szkolne.
Spotkanie z dzieciakami zaczynam przeważnie od zadania im pytania: ile farb musi użyć drukarz, aby wydrukować kolorowy obrazek. W odpowiedzi najczęściej padają liczby pomiędzy dwadzieścia cztery a sto. Kiedy tłumaczę, iż potrzebne są przeważnie tylko cztery farby, dzieci pytają dlaczego magenta nie nazywa się pink, a do oznaczenia blacka używa się literki K a nie literki B.
Ilustracja Bronisław Józefiok
Wystarczy wygooglować słowo CMYK, aby w jednej chwili zarówno na te jak i na wszelkie inne problemy związane z teorią kolorów używanych w poligrafii otrzymać setki wyczerpujących odpowiedzi. A mimo to, nie tylko nasza latorośl lecz także wielu dorosłych, a raczej domorosłych grafików ma problemy z prawidłowym poruszaniem się w kolorystycznej przestrzeni swoich prac. Wnioskuję to z codziennej lektury dziesiątków raportów PITStopa, którym sprawdzam otrzymywane do druku pliki.
Dawniej, to były czasy…
Jeszcze parę lat temu standardem było dostarczanie do druku klisz z rozbarwionymi pracami, więc sprawa była niejako „posprzątana” zanim trafiła do drukarni. Obecnie posiadanie systemu CTP przez prawie każdą liczącą się drukarnię, skutecznie wyeliminowało z rynku zewnętrzne naświetlarnie usługowe, a genialny wynalazek pdf-a kompozytowego uporządkował obszar plików wynikowych.
Jeżeli do tego dodamy fakt ogólnej dostępności i stosunkowo niskiej ceny programów komputerowych (często pirackich bądź udających profesjonalne programy DTP), rysuje się nam jasno powód, dla którego jeszcze długo nie braknie pracy na stanowiskach kontrolingu, a firmy tworzące programy do preflightingu mogą spać spokojnie.
Dziś bowiem, grafikiem czy tez DTP-owcem można zostać zaraz po skończeniu u kolegi kursu obsługi pakietu Office i zakupie w markecie laptopa komunijnego na „36 dogodnych rat z zerowym oprocentowaniem”.
Stary, dobry Word…
Czas więc najwyższy na pierwszą świętą zasadę.
Program Word, a także jego wersja open source to świetne narzędzia do pracy biurowej. Doskonale nadają się także do pisania utworów literackich i błyskotliwych tekstów dziennikarskich (nie sądzicie przecież, że ten tekst powstaje w Indyku). Natomiast nie są to programy DTP i nie należy ich używać do przygotowania prac do druku.
Pomijając całe zagadnienie zasad polskiej typografii, programy te nie zarządzają w sposób właściwy kolorem, a wygenerowanie z nich pod pełną kontrolą CMYK-owego pdf-a, z tekstami w blacku graniczy z czarną magią.
Kiedy zadowolony z siebie klient, podaje mi pendrive z publikacją mozolnie poskładaną w Wordzie i stwierdza, że praca jest „prawie gotowa”, to patrząc mu głęboko w oczy, naprędce przywołuję sobie w myślach wszystkie coveyowskie zasady twórczej współpracy z drugim człowiekiem.
Grafik nie saper – myli się częściej…
Przygotowując pracę do druku można stosować różne metody postępowania. Jedni najpierw łamią tekst i ikonografię w programie DTP, drukują strony do korekty, a dopiero w drugiej kolejności obrabiają na czysto w programach graficznych jedynie te elementy, które faktycznie z publikacją są zlinkowane. Drudzy przygotowują sobie dokładnie grafikę, obrabiają wszystkie zdjęcia i konwertują na CMYK-a, dopiero potem łamią strony publikacji.
Obie metody mają swoje wady i zalety, ale żadna z nich nie ustrzeże nas od możliwości pozostawienia któregoś z elementów w RGB, bądź w niechcianych kolorach pantonowych (uwaga na loga sponsorów).
Istnieje też trzecia „uniwersalna” metoda: przy generowaniu pdf-a produkcyjnego można zaznaczyć opcję automatycznej konwersji wszystkiego na CMYK-a. Metoda skuteczna acz bezużyteczna. Automatyczna konwersja pozbawia bowiem grafika panowania nad kolorem, a jak mówi jedna z zasad ISO: proces niezarządzany jest procesem niekontrolowanym i jako taki prowadzi na manowce.
„Kasa Misiu, kasa…”
Co więc robić? Trzeba niestety zastosować drugą świętą zasadę, którą kieruję tym razem do osób odpowiedzialnych za zabezpieczenie oprogramowania dla działów graficznych. Wspaniale, jeśli przekonani moim tekstem wyskrobiecie w budżecie odpowiednią kasę na zakup w miejsce Worda, prawdziwego programu DTP.
Waszemu grafikowi potrzebny jest jednak jeszcze program posiadający opcję preflightingu. Najlepszy na rynku (ale niestety najdroższy) jest niewątpliwie PitStop. Ale na początek wystarczy sam Acrobat Pro i jego narzędzie „Inspekcja wstępna”. Darmowy Acrobat Reader nadaje się wyłącznie do oglądania pdf-ów, a nie do sprawdzania ich poprawności.
Przepis na budyń
W większości znanych mi regulaminów przyjmowania prac do druku znajduje się punkt o podobnej treści: „Elementy graficzne nie powinny zawierać dołączonych profili ICC”. Mimo to, w obszarze niezgodności kolorystycznych, jest to najczęściej wykrywany błąd. Myślę, że powstaje głównie w trakcie generowania pdf-a produkcyjnego, kiedy niedoświadczony bądź roztargniony grafik pozostawia deafultowo „zaptaszkowaną” opcję dołączania profilu kolorystycznego, co jest niejako równoznaczne z podaniem naświetlarni przepisu na rozbarwienie jego prac. Jeśli jest to czynność nieświadoma i niekontrolowana, skutki będą podobne do zamieszczenia na paczce z budyniem przepisu na kisiel.
Trzecia święta zasada brzmi więc następująco:
Usuń wszystkie profile ICC, a jeśli koniecznie chcesz je dołączyć do pracy, uzgodnij to z drukarnią, w której drukujesz.
W większości drukarni europejskich stosuje się jedynie Euroscale FOGRA27 w wersji coated i uncoated. W Stanach Zjednoczonych jest inaczej, ale czy oni tam za oceanem wiedzą jak smakuje prawdzizend_mm_heap corrupted wy, czekoladowy budyń…
Z chochlikowym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb
Od redakcji
Materiał pierwotnie opublikowany na stronie chochlikdrukarski.com.pl, udostępniony Graffusowi dzięki uprzejmości autora.
Andrzej Gołąb
20 lat w poligrafii, w obszarze
prepressu i zarządzania.
Od 16 lat zatrudniony w Centrum Usług Drukarskich Henryk Miler (CUD) – www.cuddruk.pl.
Stanowisko: Pełnomocnik ds. Systemów Zarządzania Jakością.
Prowadzi projekt pn „Chochlik drukarski - pogotowie poligraficzne". Bezinteresowna inicjatywa edukacyjna, której głównym celem jest dzielenie się przez internet wiedzą i doświadczeniem z zakresu szeroko pojętej poligrafii, typografii, grafiki, designu i edytorstwa. "Chochlik drukarski" jest ideą opartą na prostej mądrości mówiącej, iż dzielenie się tym, co się posiada skutkuje jeszcze obfitszym otrzymywaniem.
Strona internetowa:
www.chochlikdrukarski.com.pl
Artykuły
- 3D
- Architektura
- Bez słów
- Biżuteria
- Ceramika
- Do dwóch...
- Fotografia
- Fotomanipulacje
- Graffiti
- Grafika
- Grafika użytkowa
- Ilustracja
- Kreatywnym okiem
- Książka
- Ludzie sztuki
- Malarstwo
- Miejsca
- Na ścianie
- O sztuce
- Okolice sztuki
- Rękodzieło
- Rozmowa Graffusa
- Rzeźba
- Studium przypadku
- Typografia
- Warsztat
- Wiedza
- Wizje
- Wnętrza
- Wydarzenia
- Wyniki konkursów
- Wzornictwo
- Zapiski
Ostatnio dodane
Wsparcie
Piszemy o sztuce.
Jeśli chcesz, możesz postawić nam kawę, byśmy mogli dalej to robić.