Prawdziwa cnota...

Zmieszać z błotem dowolny projekt, to żadna sztuka. Każdy to umie – wystarczy odrobina złej woli i słownik epitetów pod ręką lub dobra pamięć z lat, gdy bawiliśmy się w piaskownicy.

Rodzi się w bólach i trudzie. Rodzi się w burzliwej atmosferze epitetów i porównań, niekoniecznie cenzuralnych. Rodzi się, pomimo sprzeciwów i krzyków. Nie jest ani pierwszą, ani ostatnią jak sądzę. Skąd więc tyle szumu?
Powodów ku temu jest kilka. Wszystkie mają znaczenie kardynalne.

Krytyka wewnętrzna środowiska

Nikt nie lubi być oceniany. O ile, gdy ocena jest pozytywna, łatwiej jest znieść fakt jej wyrażenia, o tyle, gdy między ocenianym i oceniającym jest różnica stanowisk co do przedmiotu oceny, sprawy się komplikują. Niezwykle trudno jest stać obojętnie, gdy nasze dziecko jest bezpardonowo atakowane. Stąd też gwałtowne reakcje, krzyki i straszenie prawnikami. Dodam tylko, że bezzasadne, niezwykle trudno byłoby udowodnić, że niska ocena czyjegoś projektu, mogłaby naruszać dobre imię projektanta. Chyba, że

krytyka jest niemerytoryczna

Jak się okazuje, szalenie trudno jest w polskich realiach krytykować merytorycznie. Dominują wyrażenia typu: brzydkie, słabe, paskudne, do dupy, zleć profesjonaliście, zacznij od nowa.

Nie sposób wymienić wszystkie, dość napisać, że tego typu oceny to zdecydowana większość. Biję się w pierś w tej chwili, sam bowiem popełniłem kilka podobnych, niemniej, po gruntownym przemyśleniu, doszedłem do przekonania, że tak być nie powinno, bowiem

krytykować trzeba umieć

Zmieszać z błotem dowolny projekt, to żadna sztuka. Każdy to umie – wystarczy odrobina złej woli i słownik epitetów pod ręką lub dobra pamięć z lat, gdy bawiliśmy się w piaskownicy.
Ileż trudniej jest jednak nie tyle opluć projekt, co obiektywnie go zrecenzować, podpierając swoje zdanie argumentami. Merytorycznymi. Tu nie tylko potrzebna jest wiedza o samym projektowaniu, przydatne także będzie  rozeznanie w branży, nie zaszkodzi również odrobina dobrych manier. Niezbędna jest w takich razach również odwaga cywilna, bowiem

krytyka nie powinna być anonimowa

Skoro ktoś ma odwagę krytykować, powinien mieć również tyle odwagi, by się pod tą krytyką podpisać. Cóż to za recenzent, który chowa się za tarczą anonimowości. Skoro jest przekonany, że ma rację pisząc to czy owo, cóż stoi na przeszkodzie, by bronił swoich racji występując z imienia i nazwiska?

Bez wątpienia

merytoryczne uwagi, nawet jeśli krytyczne, pozwalają spojrzeć na projekt z innej perspektywy, być może nawet dostrzec błędy, które w innych okolicznościach przeszłyby niezauważone. Jednak między krytyką a krytykanctwem jest przepaść nie do zasypania, tymczasem w sieci dominuje to drugie i, poza kilkoma wyjątkami, nie ma widoków na zmiany. Inicjatywa, godna pochwały u założenia teoretycznego, w praktyce zdaje się być całkowicie nieakceptowalna i raczej skazana na porażkę.

Nie sposób również nie pokusić się o delikatną sugestię, by porzucić bezargumentacyjne naigrywanie ze słabszych czy też umiejących mniej, miast tego, postawić się w jednym szeregu z lepszymi… i wyciągać z tego trafne wnioski na przyszłość.

 

Od redakcji
Tekst opublikowany 10 grudnia 2010 na blogu Zapiski i Dywagacje, udostępniony Graffusowi dzięki uprzejmości autora.

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni