Uszczęśliwiam tych nieznanych

Co sądzi o komercji i konkurencji, jak pielęgnuje w sobie entuzjazm, kogo najchętniej widziałaby przed swoim obiektywem - rozmowa z Magdaleną Witek-Jur.

Agata, fot. Magdalena Witek-Jur
Agata

Krzysztof Bochnacki: Chciałabyś, by zdjęcia, które wykonujesz pokazywały cechy portretowanej osoby lub opowiadały prawdziwe historie. Ale przecież to, co siedzi w człowieku, nie zawsze jest widoczne na pierwszy rzut oka, nawet tego uzbrojonego w obiektywy.
Jak przekonujesz pozujące osoby do uzewnętrznienia swoich historii?

Magdalena Witek-Jur: To nie jest tak, że ja chcę żeby opowiadali mi swoje historie. Właściwie wcale tego nie chcę, nie jestem przecież psychologiem tylko fotografem. Prawdę mowiąc nawet nie do końca czuję się fotografem, bardziej dziewczyną z aparatem. Dziewczyną brzmi paradoksalnie, zważywszy na to, że za miesiąc skończę 40 lat. Ale jest w tym sformułowaniu coś tak uroczego, że z przyjemnością go nadużywam.

Miłość do fotografii odkryłam w sobie późno. A gdy już odkryłam, to było dla mnie jak objawienie. Jedni mówią: zacznij robić to co lubisz a nigdy nie będziesz musiał pracować, ale inni odpowiadają: zamień pasję na pracę a przestanie być pasją. Zgadzam się z każdym zdaniem, dlatego postanowiłam to wypośrodkować.

Myślę, że wszyscy fotografowani przeze mnie wiedzą, że pokażę ich w najpiękniejszy dla mnie sposób i dlatego mają dużo zaufania do mnie i mojego aparatu. Nie muszą więc się uzewnętrzniać czy opowiadać mi swoich historii, żeby było prawdziwie, bo to zaufanie powoduje, że czują się naturalnie. A ja sama nie potrzebuję znać tych historii, żeby ukraść im prawdziwe spojrzenie lub uśmiech. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem kolekcjonerką spojrzeń i uśmiechów. I to chyba prawda, bo na tym polegają właśnie moje prawdziwe historie.

Aneta, fot. Magdalena Witek-Jur
Aneta

KB: Fotografia, jako zajęcie, nie wymaga szczególnego hartu ciała, nie daje człowiekowi w kość jak inne zainteresowania, np. wspinaczka czy biegi maratońskie. Czy zatem to, że późno zainteresowałaś się fotografią miało, czy też ma, jakiekolwiek znaczenie? Sądzisz, że coś mogło Cię przez ten czas ominąć?

MWJ: Jak to nie wymaga hartu ciała? Po ostatniej sesji z dwulatkiem godzinę dochodziłam do siebie. Skłony, przysiady, pady i jeszcze trzeba utrzymać aparat w ręku.

A tak poważnie, pewnie ominęło mnie mnóstwo fajnych rzeczy. Bo jak humanistka, która stała się ekonomistką mogła odnaleźć w tej ścisłej, praktycznej, pragmatycznej rzeczywistości jakąś pasję?
Niemiej, moim zdaniem, nie ma tego złego… Wszystko co się dzieje w naszym życiu ma jakis cel i do czegoś nam służy. Czy odbieramy to jako naukę czy nie, jest nam potrzebne. Bo to jest jakaś tam nasza droga. Mam takie ulubione, gdzieś przeczytane zdanie, że „jedynym czasem jaki do nas należy jest teraźniejszość” Bo jak to mówi W. Allen „Prognozy są bardzo trudne szczególnie w odniesieniu do przyszłości” Więc trzeba brać ile tylko można z danej chwili i cieszyć się z tego, że dzisiaj jest fajnie, że dziś celowaliśmy w kosmos i że dziś trafiliśmy.

Iwona i Wojtek, fot. Magdalena Witek-Jur
Iwona i Wojtek

KB: No dobrze, przyjmijmy, że fotografia wymaga nieco sprawności.
Wracając jednak do tematu późnej miłości. Gdy spojrzeć filozoficznie, w tym co mówisz jest sporo racji. Gdy jednak popatrzeć pragmatycznie, późny start oznacza…? Z czym w fotografii mierzyć się musi ktoś, kto zaczyna później niż inni?

MWJ: Pragmatyzm jest taki… pragmatyczny, a ja lubię spoglądać filozoficznie. Późna miłość tak jak i wczesna ma wady i zalety. Wczesna na pewno przynosi doświadczenie i stabilizację, niemniej z czasem może się otrzeć o rutynę, może pojawić się efekt wypalenia. Zresztą i w późnej może nas to spotkać bardzo szybko, bo tak jak i w ludzkiej miłości reguł nie ma, wszystko zależy od siły uczucia.

Nie twierdzę, że późna miłość wniesie świeży powiew, entuzjazm i to wystarczy. Generalną zasadą jest, że ten kto jest dłużej na rynku liczy się wiecej albo bardziej, jak tam zwał… Tylko wydaje mi się, że potraktowanie tego tematu w ten sposób ma rację bytu przede wszystkim w przypadku komercji. Myślę zresztą, że temat bycia lub niebycia komercyjnym jest problemem wielu fotografów i w ogóle ludzi, którzy coś tworzą, bo nie do końca wiemy gdzie znajduje się granica, za którą nie będzie już naszej prawdziwej fotograficznej tożsamosci a jedynie chęć spełnienia potrzeb rynku.

Chodzi o to, żeby robić zdjęcia z przyjemnością, żeby to się nie zamieniło w rutynową pracę czy przykry obowiązek.

Ja długo fotografowałam tylko dla siebie. Gdy robi się to niezarobkowo, gdy fotografia jest tylko naszą piekną pasją, trudno o rutynę czy wypalenie. Eksperymentujemy szukając własnej ścieżki a gdy już ją znajdziemy, jedyne co robimy to działamy zgodnie z naszą estetyką. I to wystarczy. Natomiast gdy czynimy z fotografii naszą pracę, zaistnienie na rynku jest niezbędne. I to jest właśnie to pragmatyczne podejście i z tym muszą mierzyć się ci, którzy zaczynają później niż inni. Zaistnienie na rynku - to najprostsza odpowiedź na Twoje pytanie.

Monika, fot. Magdalena Witek-Jur
Monika

KB: Długo fotografowałaś tylko dla siebie. Skąd pomysł, by z tego zrezygnować i z fotografowania uczynić zawód? Co Cię do tego skłoniło?

MWJ: Może właśnie maksyma „zacznij robić to co lubisz a nigdy nie będziesz musiał pracować”.
Ale nie rzuciłam się w wir czynienia z fotografowania swojego zawodu zamieniając pasję na pracę a rzucając po drodze wszystko inne. Sama się nie podejrzewałam o taką zdroworozsądkowość, bo czesto działam impulsywnie, nie myśląc o konsekwencjach. Nie chciałam, żeby proza życia pozbawiła mnie entuzjazmu. Entuzjazm to bardzo pozytywne słowo i jeśli nie towarzyszy temu co się robi, wszystko traci sens.

KB: Masz sprawdzone sposoby na pielęgnowanie w sobie entuzjazmu?

MWJ: Chyba nie. Przynajmniej nic oryginalnego. Generalnie drobne, stałe, powtarzalne przyjemności, którymi staram się delektować bez pośpiechu, utrzymują ten stan na zadowalającym poziomie. Teraz jest o tyle łatwiej, że w moim domu pojawił się mały, nowy człowiek, który nie pozwala mi na żadne tam apatie czy inne zniechęcenia. Muszę mieć w sobie energię i dynamiczność, a to ułatwia bycie entuzjastycznym (jeśli jest w ogóle takie słowo).

Pracując staram się przemycić we wszystkich kadrach, nawet takich, które nie do końca odpowiadają mojej estetyce, trochę mnie. Z każdej sesji kradnę kilka kadrów takich specjalnie dla siebie. Ta odrobina egoizmu także pomaga utrzymać wysoki poziom satysfakcji i entuzjazm do dalszej pracy.

Ewa, fot. Magdalena Witek-Jur
Ewa

KB: Nie będziemy sprawdzać, przyjmiemy, że jest.
Wspomniałaś chwilę temu, że twórczy ludzie mogą mieć problem z ustaleniem granicy własnej tożsamości. Czy Tobie udało się ją wyznaczyć?

MWJ: Trudno obiektywnie to ocenić, ale wydaje mi się, że tak. Są rzeczy których nie robię, są tereny na które nie wejdę, są sfery które omijam. Każdy, kto do mnie przychodzi, dobrze zna moje zdjęcia lub przynajmniej trochę je zna. Wie jakiej estetyki się może spodziewać.

KB: Czy jednak, paradoksalnie, nie jest tak, że ustanowienie granicy, jakkolwiek by nie było słuszne, może być czynnikiem negatywnie wpływającym na rozwój kariery?
Łatwo jest odmówić, trudniej podjąć nietypowe wyzwanie.

MWJ: A wiesz, że to jest naprawdę trafne spostrzeżenie. Z tej strony na to nie patrzyłam.
Jednak nie chodzi o sztywne ustanawianie granic, to wszystko jest płynne i instynktowne. Poza tym ja się absolutnie nie boję nietypowych wyzwań… z przyjemnością przyjmuję takie wyzwania.
Chodzi o to, żeby robić zdjęcia z przyjemnością, żeby to się nie zamieniło w rutynową pracę czy przykry obowiązek. Gdy mowię, że są tereny na które nie wejdę, nie chodzi o chodzenie na łatwiznę, bardziej o trzymanie się swojej estetyki, czasem też przekonań. A kariera…? Nie chcę żeby to zabrzmiało kokieteryjnie, ale ja zwyczajnie nie jestem karierowiczką.
Jestem małomiasteczkową lokalną patriotką. Chcę po prostu robić zdjęcia i mieć z tego przyjemność. Widzieć zadowolenie moich klientów i przyjaciół. I, przede wszystkim, mieć satysfakcję, że robię coś zgodnego ze sobą.

Kasia, fot. Magdalena Witek-Jur
Kasia

KB: W dzisiejszych czasach, próg wejścia do zawodu fotografa został ustawiony bardzo nisko. Sprzęt tanieje, jest dostępny niemal na każdym rogu, w internecie mnóstwo jest bezpłatnych materiałów szkoleniowych. Dziś każdy może zostać fotografem.
Jak w tych warunkach udaje Ci się wytrwać w przekonaniach? Jak sobie radzisz z wszechobecną konkurencją?

MWJ: Może dlatego, że przez wiele lat fotografia była dodatkowym zajęciem a nie źrodłem utrzymania, temat konkurencji jakby mnie do końca nie zajmował. Teraz fotografuję dużo więcej, ale nadal pracuję w innym zawodzie. Tak naprawdę dopiero niedawno zorientowałam się, jak wielu fotografów działa na tym terenie. I pomijając całą masę fotoamatorów o jakich mówisz, jest też grono osób, których prace bardzo cenię i podziwiam. Jest tu np. kilku naprawdę świetnych fotografów ślubnych. A dobry reportaż, taki chwytajacy za serce, to wcale nie jest prosta sprawa, trzeba mieć dużo wyczucia i oczy szeroko otwarte. Myślę w tej chwili oczywiscie o fotografach działających komercyjnie (bo o tym było pytanie).

Wierzę, że zawsze znajdą się klienci, którzy docenią jakość.

Pomijając komercję, wspomieć muszę o tym, że Jelenia Góra czesto jest uznawana za taką artystyczną kolebkę fotografii. Słynne Jeleniogorskie Towarzystwo Fotograficzne, elitarna Jeleniogorska Szkoła Fotografii… no ale tego to już abslolutnie nie można łączyć z komercją, wspominam o tym, żeby zaznaczyć, że ten region już historycznie był nasączony wielkim twórczym potencjałem.

Ale pytanie było jak sobie radzę z konkurencją. Właściwie to jakoś nie zaprzata mi specjalnie głowy. Cieszę się gdy ktoś docenia moje zdjęcia i do mnie wraca. Ale przyciąganie klientów za wszelką cenę nie leży w mojej naturze. Nie zrobię taniej i więcej nawet jeśli rynek zaniżyłby srednią, bo poświecam mnóstwo czasu i serca na dopracowanie szczegołów i wypieszczenie zdjęć.

Monika, fot. Magdalena Witek-Jur
Monika

KB: Czy jednak nie jest tak, że klient/ konsument/ odbiorca, nieszczególnie interesuje się nakładami pracy, jakie niezbędne są do wykonania zlecenia, tylko patrzy przez pryzmat terminu i ceny? Trzeba wyjaśniać zawiłości techniczne, by cierpliwie poczekał czy swój model realizacji stawiasz jako jeden z nienegocjowalnych warunków?

MWJ: Może jestem naiwna, ale mimo wszystko wierzę w klienta/ konsumenta/ odbiorcę. Wierzę, że zawsze znajdą się klienci, którzy docenią jakość.
Co do terminu, to w ciagu kilku dni (czasem nawet w tym samym dniu) każdy dostaje przynajmniej małą próbkę tego, co otrzyma finalnie. Sama jestem niecierpliwa i wiem co to znaczy czekać za długo.

Małgosia, Marysia i Basia, fot. Magdalena Witek-Jur
Małgosia, Marysia i Basia

KB: Wznieśmy się nieco ponad prozę zawodu. Przeglądając Twoją galerię, nietrudno zauważyć, że króluje płeć piękna. Zdarzają się wyjątki, niemniej jednak kobiety dominują.
Czy to jest świadomy wybór, coś co z czasem stało zwyczajem zawodowym czy zwykły przypadek?

MWJ: Ani to świadomy wybór ani zwyczaj zawodowy ani przypadek. Kobiety chętnie się fotografują a faceci niekoniecznie. Może nawet by chcieli, ale muszą udawać, że nie chcą, stąd robią to rzadziej. Z drugiej strony miałam kilka podejść i obiektywnie muszę przyznać, że w kwestii zdjęć idzie mi chyba lepiej z kobietami.

KB: Co sprawia, że lepiej pracuje się z kobietami?

MWJ: To nie jest reguła, i nie lepiej, ale na pewno prościej. Kobiety po prostu chcą mieć ładne zdjęcia, są naturalniejsze przed obiektywem i swobodniej poddają się sugestiom. Zależy im żeby wyszło dobrze.
Myślę że wynika to ze zwykłych rożnic pomiedzy płciami. Facetom przecież nie wypada się wdzięczyć czy robić min. Prawdę mówiąc, nie wypada im nawet chcieć. Dlatego ustawiane czy stylizowane sesje sprawdzają się tylko w przypadku kobiet, przynajmniej ja mam takie doświadczenie.
Wszystkie moje dobre zdjęcia mężczyzn to reportaże albo złapane chwile. Wyjątek stanowią zdjęcia rodzinne lub zdjęcia ojców z dziećmi. Wtedy potrafią być naturalni i spontaniczni. Ale przy portretach z kobietami jest zdecydowanie prościej.

Tosia, fot. Magdalena Witek-Jur
Tosia

KB: Słyszałem niegdyś opowieść o pewnym fotografie, który z fotografowanymi siadał ponoć przy kubku kawy, rozmawiał, czasem bardzo długo, zaprzyjaźniał się, a dopiero potem, gdy lody zostały przełamane, zabierał za fotografowanie.
Jakie są Twoje sprawdzone sposoby, by na plan wprowadzić dobrą astmosferę?

MWJ: Bardzo podobne – rozmowa, kubek kawy, a w wyjątkowych, ekstremalnych sytuacjach nawet lampka wina. To taki rodzaj usług, w których komfort fotografowanego jest na pierwszym miejscu. Oni i tak się denerwują samą sesją, więc musi być partnersko i sympatycznie.

KB: Dobrą atmosferę tworzy nie tylko fotograf, wiele także zależy od osoby fotografowanej. Gdybyś miała w kilku zdaniach scharakteryzować swój ulubiony typ, jak byś go opisała?

MWJ: Otwarty, naturalny, pogodny. Wtedy atmosfera jest ciepła i łatwo współpracować. Ale to nie jest reguła, zdarza się, że to właśnie przy tych niedostępnych typach wychodzą zdjęcia wyjątkowe…

Ola, fot. Magdalena Witek-Jur
Ola

KB: Nawiązując do typów niedostępnych. Kogo zaprosiłabyś do sesji, gdyby nie było ograniczeń czasowych, kasowych, geograficznych. Czy jest taki ktoś, komu bardzo chciałabyś zrobić zdjęcia, ale wiesz, że może to być bardzo trudne lub nawet niemożliwe?

MWJ: Och jak banalnie będzie - aktorki.
Julia Roberts z Pretty Woman. Uwielbiam takie rude, burza loków, piękny uśmiech i taka energia.
Karolina Gruszka, zwłaszcza z burzą włosów – podobny typ, bardzo plastyczna twarz, raz romantyczna innym razem ostra. Jestem zauroczona jej urodą.
Nie będę oryginalna jeśli powiem Monika Bellucci – zmysłowosć i seksapil w kazdym ruchu. Przepiękna kobieta.
A poza tym to wszystkie rude, najlepiej rude i piegowate równocześnie, mój ideał.

KB: A gdzie mężczyźni?

MWJ: No właśnie. Przychodzi mi do głowy wyjątkowy model – wyrazista twarz, przenikliwe spojrzenie, z przyjemnością postawiłabym go przed moim obiektywem. Heath Ledger. Niestety nie będę już miała okazji.
I jeszcze Eddie Redmayne, niesamowita twarz.

Katarzyna, fot. Magdalena Witek-Jur
Katarzyna

KB: Jak sądzisz, co jest potrzebne fotografowi, by w pewnym momencie kariery, pojawiły się na jego planie wielkie nazwiska?

MWJ: Cytując niesamowitą fotografkę Sue Bryce „talent zaprowadzi cię daleko… jednak nie tak daleko jak ambicja”

KB: Jak daleko na tej drodze jest Magda Witek-Jur?

MWJ: Na drodze do fotografowania wielkich nazwisk? Na drodze do sławy? Myślę, że ona w ogóle nie idzie tą drogą.

Wszystko zależy od priorytetów i założeń. Nie potrzebuję fotografować znanych ludzi, żeby czuć się spełniona, czuję się spełniona, gdy uszczęśliwiam tych nieznanych.

Magdalena Witek-Jur

Magda Witek-Jur, autoportret

Lubi być z boku, trochę niewidzialna, bo najważniejsze jest, żeby fotografowana osoba choć na moment zapomniała o jej istnieniu i przestała ją zauważać.
Fotografia jest przede wszystkim pasją, chociaż nie odmawia komercyjnych sesji zwłaszcza portretowych czy rodzinnych.
Mieszka i pracuje w Jeleniej Górze.

Strona internetowa: www.magdawitek.pl

Partnerzy serwisu

  • Galeria 81 stopni