Zmierzyć z wielkim formatem
- Fotografia
- Iwona Aleksandrowicz
Moja droga do fotografii była długa, kręta i nieoczywista. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że całe życie poszukiwałam, krążyłam wokół, by na koniec do niej powrócić…
Słowa „fotografia”, „fotograf” były w moim życiu obecne praktycznie od zawsze, a to z racji opowieści taty o moim dziadku – przedwojennym fotografie. Nie poznałam go. Umarł przed moimi narodzinami. Mój tato niewiele pamięta. Jako kilkuletni brzdąc zapamiętał aparat z wielkim miechem, suszące się w rzędach negatywy, które klienci z całej Polski przysyłali do wywołania, wyjazdy dziadka rowerem wraz z wielkim aparatem po okolicznych wioskach. I opowieść babci, gdy fotografią wykupił swoje życie z rąk Sowietów. Po wojnie pierwszym transportem rzucony z rodziną do Polski. Nigdy już nie powrócił do fotografowania…
Jestem z pokolenia fotografii tradycyjnej. Posiadanie lustrzanki było wówczas szczytem luksusu. Za to zdjęcia legitymacyjne wykonywane były wielkim formatem. Na któreś święta wujek podarował mojemu starszemu bratu i mnie małoobrazkowego Zenita i wyposażenie ciemni. Przez jakiś czas mnie to kręciło. Potem moje życie wykręciło znów w innym kierunku.
Powróciłam po wielu latach z intensywnością, która mnie samą zaskoczyła, i która wciąż i wciąż rośnie, jak śniegowa kula. Zaczęło się od jakże nieumiejętnego portretowania dzieci, psów, krajobrazów, motylków itp, itd. Era cyfrowa ułatwiała zdjęcia każdemu. I ja przez kilka lat tworzyłam bezsensowną masę cyfrowych obrazów. Szukałam. Mimo kilku odbytych kursów, warsztatów fotografii, czułam, że to wciąż nie to. Cyfrowe portrety w moim wykonaniu nie dawały mi satysfakcji. Jak przez gęstą mgłę milionów cyfrowych plików w internecie, zaczęły się do mnie przebijać fotografie tradycyjne. Oczarowała mnie ich głębia, szarości, ich pozorne niedoskonałości. Już wiedziałam, że to jest to, czego w fotografii szukam. Zaczynałam nieśmiało znów od małego obrazka, przez aparaty średnioformatowe, aż odważyłam się w końcu zmierzyć z wielkim formatem. Żyję fotografią. Choć miewam chwile zwątpienia i rozczarowań, mam pewność, że jestem na właściwej ścieżce.
Nie robię dalekosiężnych planów. Staram się żyć fotograficzną chwilą. Nie staram się tworzyć wielkiej filozofii do moich zdjęć. Po prostu lubię cały ten proces. Tworzenie innej rzeczywistości, przetwarzanie w obraz myśli, wyobrażeń, podczas fotografowania; wielkie oczekiwanie w trakcie wywoływania i skanowania. Nie wyobrażam sobie, by oddawać moją pracę w ręce obcych ludzi, których ona nic a nic nie obchodzi. W końcu w trakcie skanowania negatywów mam wpływ na ostateczny efekt zdjęcia.
Mam jedno marzenie – zrobić polaroid 20x24.
Iwona Aleksandrowicz
Pochodzi z Legnicy, mieszkała kilka lat w Niemczech, w Starachowicach, aktualnie w Szczecinku. Z wykształcenia filolog germanista, z doświadczenia tłumacz i advertising manager. Świadomie portretuje od 2010 r. Od ok. 2 lat wyłącznie aparatami tradycyjnymi. Jej zdjęcia zdobywały nagrody i wyróżnienia w polskich i międzynarodowych konkursach. Ma za sobą liczne publikacje oraz kilka wystaw zbiorowych i dwie indywidualne.
Strona internetowa: www.iwona-aleksandrowicz.com.
Oto jestem...
Rysuję... maluję... fotografuję... projektuję.
Inspiruje mnie otaczający świat... inspirują mnie ludzie.
Zaczęło się...
Artykuły
- 3D
- Architektura
- Bez słów
- Biżuteria
- Ceramika
- Do dwóch...
- Fotografia
- Fotomanipulacje
- Graffiti
- Grafika
- Grafika użytkowa
- Ilustracja
- Kreatywnym okiem
- Książka
- Ludzie sztuki
- Malarstwo
- Miejsca
- Na ścianie
- O sztuce
- Okolice sztuki
- Rękodzieło
- Rozmowa Graffusa
- Rzeźba
- Studium przypadku
- Typografia
- Warsztat
- Wiedza
- Wizje
- Wnętrza
- Wydarzenia
- Wyniki konkursów
- Wzornictwo
- Zapiski
Ostatnio dodane
Wsparcie
Piszemy o sztuce.
Jeśli chcesz, możesz postawić nam kawę, byśmy mogli dalej to robić.